Aubrey,
Na początku chciałem Cię, a tak w ogóle Was przeprosić Jestem zabiegany, mam nadzieje że rozumiesz. Wiesz praca nad płytą, trasa, wywiady, sesje. Nie jest łatwo, ale staram się.
Przepraszam za każdym razem, wiem, ale muszę.
Cieszę się że u Was wszystko w porządku, naprawdę tak jest.
Dabria jest już taka duża. Dziękuję że do każdego listu dołączasz jej zdjęcie, wiele to dla mnie znaczy. Przypomina mi Ciebie, chociaż oczy ma po mnie.
Pewnie wiesz o tym że układam sobie życie, że mam kogoś. Ty pewnie też, ale nie chcesz mi o tym wspominać. Powiem Ci że dobrze robisz, nie zniósłbym tej myśli że ktoś...
Przepraszam nie powinienem.
Mam nadzieje że niedługo dostanę od Ciebie kolejny list.
Czekam na niego z niecierpliwością.
Niall xxx
Ps.
Ucałuj ode mnie moją córeczkę.
Za każdym razem jego list wygląda tak samo, jakby robił kopiuj-wklej.
Te same słowa, te same zwroty.
Siedziałam skulona na kanapie w salonie, ze wzrokiem umieszczonym w ścianie.
-Po każdym liście od niego znajduję Cię w tej samej pozycji.-usłyszałam po swojej prawej stronie.
Wystawiłam rękę z kawałkiem papieru w jego stronę. Chłopak chwycił go i usiadł na fotelu na przeciwko mnie.
-Znów to samo?-zapytał, ja tylko pokiwałam głową.-To się nie wysilił, zawsze taki był?-zadał kolejne pytanie.
Tak naprawdę chciałam zaprzeczyć, ale czy to jaki był kiedyś miało teraz jakiekolwiek znaczenie?
Czy robiłoby różnice?
W końcu liczy się teraz, a nie kiedyś.
-Aubrey?-zapytał.
-Tak?-popatrzyłam na jego twarz.
-Odwołam dzisiejsze spotkanie.-powiedział.
-Nie trzeba, damy sobie radę.-odparłam.-Gdzie Dabria?-zapytałam.
-Śpi.
-A dałeś jej lekarstwo?-zapytałam, on pokiwał głową.-To dobrze, a teraz już idź.-powiedziałam do niego.-Kim nie może czekać.-zachęciłam.
Chłopak pokręcił głową.
-Zostanę z Tobą, oglądniemy jakiś film, a Ty w międzyczasie opowiesz mi jakoś ciekawą historię.-powiedział siadając obok mnie.
-Wiesz że Cię kocham jak brata, nie mogę pozwolić żebyś marnował piątkowy wieczór siedząc ze mną, osobą która dzisiejszego dnia jest nie do życia.-powiedziałam.
-Ale...
-Nie ma ale, idziesz na tą randkę, a później streszczasz mi jak było.-Przerwałam mu, wstałam i wyciągnęłam do niego rękę. Chłopak chwycił ją, a ją pociągnęłam go do wyjścia.-Będę czekać, więc nie wracaj późno.-pogroziłam mu palcem i wypchnęłam za drzwi, szybko zamykając mu je przed nosem.
W kieszeni spodni za wibrował mój telefon. Wyciągnęłam go i odczytałam wiadomość.
"Jakby co pisz, wrócę jak najszybciej."
Uśmiechnęłam się pod nosem i skierowałam się do kuchni.
Dlaczego to nie Eric jest ojcem Dabrii?
Dlaczego to nie w nim się zakochałam?
Dlaczego ja muszę tak komplikować sobie życie?
Pytania które zadawałam sobie za każdym razem, kiedy przychodził od niego lis.
Pytania które przywoływały najlepsze, ale i te najgorsze wspomnienia.
Nalałam do szklanki wody, usiadłam przy stole i chwyciłam za kartkę i długopis.
Długą chwile wpatrywałam się w białą przestrzeń.
Nie miałam pojęcia co mogłabym mu napisać.
Może to że czuję się jak wrak człowieka, albo to że wcale nikogo nie mam.
Ze nikt nie chce 19-latki z 4-letnim dzieckiem.
Że każdy patrzy na mnie jak na gorszą od nich, kiedy usłyszą że Dabria zwraca się do mnie "mamo".
Nie czuję się z tym źle.
Wręcz przeciwnie, dziękuję Bogu za to że dał mi taki cudowny prezent jakim bez wątpienia była moją córka.
Zrezygnowana odłożyłam długopis na bok.
Nie chciałam pisać pod wpływem emocji, nie chciałam w ten sposób pokazać mu jak bardzo jestem słaba. Nie chciałam dawać mu odczuć ze jest mi potrzebny, choć tak było nie chciałam aby o tym wiedział.
Po prostu nie chciałam psuć jego idealnego życia.
Bo przecież wybrał je, nie nas.
***
Przepraszam za wszystkie błędy.
No cóż, nie powinnam tego nazywać rozdziałem, ale trudno.
Co Wy na to? :)